poniedziałek, 17 września 2012

Między nami kobietami

Niedzielne popołudnie. Wysoka białaska i dwie małe peruwianki przemierzają ulice Calci. Słońce leniwie rzuca swe promienie, wyznaczając drogę na mercado. Malutkie palce wbijają się w moje dłonie. Nagle spokojny spacer zmienia się nie do poznania. Zewsząd atakują nas dźwięki muzyki i rozmów, a liczne zapachy docierają do nozdrzy. Jesteśmy na miejscu. Witamy w andyjskim centrum handlowym. Centrum spotkań, zakupów, usług i rozrywki. Zostaje zauważona z prędkością światła. Każdy chce zaoferować mi swoje owoce, mięso, buty, koraliki. Mam ochotę na ananasa. 3 sole - to cena dla Gringo. Odwracam się na pięcie i odchodzę. Za plecami słyszę nawoływania 'senorita 1,50 soles!'. Dziewczynki uśmiechają się, uśmiecha się sprzedawca i ja z uśmiechem sięgam do portfela. Teraz jestem jedną z was, nie będę
przepłacać.


'Senorita, usted siempre tiene hermosos aretes' (Senorita, ty zawsze masz piękne kolczyki) - mówi Maribel. Nowa misja - dziurki w uszach. '-Czy te nadają się na pierwszy raz? -Oczywiście! -W porządku weźmiemy zielone.' Odwracam się na chwilę, a kolczyk ląduje prosto w uchu mojej małej. Jak to? Tutaj? W takich warunkach? Bez znieczulenia? Zamiast zapytać prezentuję grymas zdziwienia. Stara peruwianka śmieje się i wyciąga rękę po zapłatę. Usługa ta kosztuje mnie mniej, niż jedno przejazdowy bilet w Warszawie.

Wracamy do domu. Gdyby wrażeń było mało, chyba skręciłam kostkę. Mijamy malutką, pomarszczoną panią w pięknej, kolorowej, pasiastej spódnicy. Nagle pochyla się i chwyta dłonią krawężnik. Gwałtownie wstrzymuję oddech. Nie wiem czy instynktownie przeczuwam to co się zaraz stanie, czy dociera do mnie jej zapach. Po ulicy szybkim tempem płynie wąska strużka moczu. Co dziwi mnie bardziej - brak bielizny, czy toalety? Sama już nie wiem. Nie mogąc powstrzymać śmiechu chwytam dziewczynki za ręce i podążamy dalej.


Wieczorem kolejne życzenia. Czy umiem ścinać włosy? Tak samo jak mówić po chińsku, czy prowadzić autobus. Wykrztuszam szybkie 'mogę spróbować', a przede mną powstaje prawdziwy zakład fryzjerski. Krzesło, worek na śmieci zamiast pelerynki i połamany grzebień. Ilość tych czarnych, sztywnych włosów jest zatrważająca. 'Senorita jest krócej, niż chciałam. Do tego nierówno.' Zawsze wiedziałam, że nie będę fryzjerką. 'To się nazywa asymetria, to bardzo modne' - odpowiadam. Dwie pary ciemnych oczu wpatrują się we mnie z niedowierzaniem. 'I w Polsce kobiety też takie noszą?' Twierdząca odpowiedź zamyka sprawę. Nowa fryzura, nowe kolczyki. To był szczęśliwy dzień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz