Zadaję pytanie, odpowiedź otrzymuję w quechua. Ze
zrozumieniem nie mamy problemu, jednak rozmowa stanowi wyzwanie.
‘- Potrafisz czytać?
- Tak.
- Jaka to literka?
- Nie wiem.’
Dyscyplina. Nie jakieś tam wojskowe wymysły. Zwyczajne normy
i zasady towarzyszące wychowywaniu. Nowość. Abstrakcyjny twór, który nigdy
wcześniej nie pojawił się w życiu tego dziecka. Prośba nie przynosi skutku,
nikt wcześniej o nic nie prosił. Groźba kary zostaje wyśmiana. Stanie w kącie
jest całkiem zabawne. Prawdziwa kara to siarczyste lanie, albo dwa dni bez
jedzenia.
Wychodząc do szkoły dzieci zabierają czekoladę. Elena bez
końca napełnia swój woreczek. Gdyby uniosła, wzięłaby cały karton. Prawdopodobnie
wcześniej mogła o niej tylko pomarzyć.
‘To najbardziej niegrzeczne dziecko na świecie’ – myślę sobie, po
raz setny tracąc cierpliwość. W odpowiedzi otrzymuję uśmiech, a z zasięgu
mojego wzroku znikają za duże o dwa numery buty i zbyt krótka, dziurawa
koszulka.
Przed południem wystawiam głowę za okno. Regularny rytm
wystukują spadające czerwone krople, uderzające o chodnik. Krew zalewa pochyloną,
dziewczęcą twarz. Rozglądam się dookoła. Wypadek trójkołowym pojazdem. Zdarza
się. Jednak dlaczego nie słyszałam krzyku, płaczu i wołania o pomoc? Dostrzegam
przerażony wzrok. Pod grubym płaszczem zaradności i siły w końcu zauważam
dziecko. Dziecko, któremu nie przyjdzie do głowy poprosić o nic oprócz
słodyczy. Dziecko, które wie co zrobić, by przetrwać. Dziecko, którego życie jest
lepszym nauczycielem, niż szkoła. Niestety, ciągle jeszcze dziecko.