czwartek, 14 marca 2013

Kolejny etap

Potrzebowałam wakacji. Dobrze je mieć. Dobrze odpocząć, przypomnieć sobie, że istnieje inny świat. Świat z ciepłą wodą, dużymi porcjami jedzenia. Świat z uśmiechniętymi turystami, świat z robieniem 'nic'.

Myślałam, że wcale nie tęsknię. Tęskniłam.
Myślałam, że nie może być lepiej. Może.
Myślałam 'nie dam już rady'. Dam.
Myślałam, że nie lubię być sama. Lubię.
Myślałam, że nie mam więcej cierpliwości. Mam.
Myślałam, że Bóg mnie już nie słucha. Słucha cały czas.
Znowu okazuje się, że to nie ja wiem najlepiej.

Wakacje skończyły się. Koniec ten zwiastuje szkolne mundurki i powroty do domu. Obniżenie się wieku jego mieszkańców poprawia atmosferę. Nienawidzę siatkówki, ale wchodzę w to. Tak samo jak w owijanie zeszytów, zakup piórników, czy kontrolę czystości. Jeśli sprzyja mi świat, nie odwrócę się przecież do niego plecami.

Dobrze pamiętam słowa księdza Cześka z Lufubu, wypowiedziane podczas jednej z konferencji w Ośrodku Misyjnym. Wolontariusz na misji przechodzi trzy etapy.

Pierwszy to zachwyt. Nowym miejscem, ciekawymi ludźmi, własną pracą.
Drugi kryzysowy. Spowodowany przyzwyczajeniem, monotonią. Wzbudzający niechęć i tęsknotę.
Jeśli przejdziemy przez pierwszy, a potem uda się przezwyciężyć następny, czeka nas etap końcowy zwany 'właściwym'. To ten charakteryzujący się bezinteresowną pracą. Ten w którym w końcu możemy dać z siebie wszystko co najlepsze, nie oczekując niczego w zamian. Wtedy, gdy wszystkie działania płyną prosto z serca i miłości.

Robię, więc rozliczenie wszystkich zysków i strat. Wszelkich decyzji i wątpliwości. Miał rację. Wszystko się zgadza. Pozostaje mieć nadzieję, że kolejne pięć miesięcy spędzę w ostatniej fazie.





Tylko co ma do tego Bóg? Na pierwszy rzut oka zupełnie nic. Jednak, gdyby nie On nie byłoby mnie tutaj. Nadal nie wiedziałabym co znaczy uczyć się siebie od nowa. Stawiać kroki, te duże i małe. Poznawać znaczenie wiary, nadziei i miłości. Odnajdywać Go każdego dnia. Również tego słabego z serii deszczowo - burzowych, kiedy nie ma się siły oddychać.
Jak, więc nie mieszać w to Boga? No przecież się nie da!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz