wtorek, 2 października 2012

Ciocia wśród lampionów

Są i małe i duże. Wszystkie kolorowe i świecące. Widzę małpę, kukurydzę, kilka domów, samolot. Z oddali  uśmiecha się do mnie lama. Dzieci w granatowych mundurkach dumnie maszerują prezentując swe lampiony.  Wśród nich moja Maribel. Pochód z okazji szkolnej rocznicy to doskonała okazja, aby poznać ulice Calci wieczorową porą.

Idę w grupie innych rodziców. Zapalam zdmuchniętą przez wiatr świeczkę, naprawiam domek, który zsuwa się z kija. Maribel bez przerwy pilnuje mnie wzrokiem. Pierwszy raz nie jest sama. Pierwszy raz pośród rodziców, ktoś patrzy właśnie na nią. Pierwszy raz nie przestaje się uśmiechać.

Na całym świecie dzieci są takie same. Tak samo nie słuchają nauczycieli, tak samo się przekrzykują, tak samo cieszą się i smucą. Spoglądam na nich i nie widzę różnicy. Są tylko trochę mniejsze i mają brązową skórę. Każde z nich potrzebuje wsparcia, bliskości, dobrego słowa. Każde z nich potrzebuje rodziców. Nie wszyscy mają tyle szczęścia.

 Na szkolnym placu podbiega do mnie dziewczynka słodka jak miód, przytula się i krzyczy prosto do ucha "Quieres ser mi tia?" (Chcesz być moją ciocią?). Ma na imię Soledad, tak samo jak samotność. Ta pięcioletnia słodycz sprawia, że mięknie moje serce. Witam się z jej bratem. Chodzi do drugiej klasy i opiekuje się małą. Wynajmują pokój kilka ulic dalej. Gdzie mama i tata? Mieszkają wysoko w górach. Tam nie ma szkół, nie można się uczyć i trzeba pracować. Tu nie ma rodziców, nie ma do kogo się przytulić. A jeśli potrzeba matką wynalazków to czasem ma na imię "ciocia".

1 komentarz:

  1. Kasik podziwiam Cię :* robisz kawał dobrej roboty, brak mi słów.. Zmieniasz życie tych dzieciaków na lepsze, jestem z Ciebie dumna że dajesz im to co my jako dzieci miałyśmy na wyciągnięcie ręki:miłość,wsparcie,szkołę. Jesteś silna, pamiętaj o tym :* Aśka R.

    OdpowiedzUsuń